27 listopada 2012

Podsumowanie 4/2012

No i od czego tu zacząć? Ma być podsumowanie z trasy? OK, tyle tylko, że trwała ona prawie 2 miesiące i zanudziłabym wszystkich gdybym tak chciała opisać każdy km z prawie 32.000 km :\Generalnie przebieg moich wyjazdów jest dostępny na blogu w zakładce "My Job" i każdy kto tylko będzie chciał może to sobie sprawdzić, staram się to aktualizować na bieżąco gdy tylko mam dostęp do friko-netu. Przebieg każdego wyjazdu był i jest dostępny także na YouTube więc też można sobie pooglądać :)



Wracając do wyjazdu...
Ładowałam się końcem sierpnia w Czaplinku gdzie załadowałam sie towarem którego miejscem docelowym była Chińska Republika Komunistyczna. Jak widać, do nich też jakieś towary się wysyła. Niestety nie jechałam z tym pod adres docelowy a szkoda, ja miałam to zawieść do Danii która jest nudna jak flaki w oleju... w sumie to sam przejazd jest nudny. Gdyby nie wielkie mosty spinające wszystkie wyspy z lądem w jedną całość nie było by co tam oglądać. Dania po prostu jest bardziej płaska od naszych polskich Żuław czy też od Holandii. No ale to nie ja wybieram sobie adresy załadunków i dostaw.
HiszpaniaPo dostarczeniu towaru okazało się, że na drugi dzień mam się ładować na GB. Wszystko było by pięknie bo miałem zabrać kilka palet jakichś kartonów. Niestety nikt nie wziął pod uwagę gabarytów tych kartonów i sposobu ich ułożenia na paletach w efekcie czego trzeba było te kartony poukładać luzem na pace. Gdyby ktoś wcześniej choć trochę pomyślał to załadowaliby cały towar a tak 1,5 palety zostało w Danii.
Później miałam załadunek w Rolls Royce gdzie załadowałam się 1 kartonikiem do Hiszpanii, w okolice Barcelony a następnie znowu jazda do GB. Generalnie nic ciekawego się nie działo. Jazda, jazda i nabijanie kilometrów. Kursy po F, GB, E więc trochę km zrobiłam.
Francja
W Gien (F) dowiedziałam się od swojego majkiego, że Renia jest gotowa i czeka na mnie, czekał ją tylko jakiś "lifting" i mogłabym ją odebrać ale żeby nie jeździć dwa razy to zapytał się mnie czy nie pojeździłabym trochę dłużej. Zbliżał się już powoli czas powrotu do domu ale skoro miało być "trochę dłużej" to poszłam na to. Złoty symbol dolara zaświecił mi w oczach razem z dźwiękiem sypiących się monet. Niestety z tego "trochę" wyszło prawie dwa miesiące ale jakoś to przeżyłam  Miałam zapasy więc generalnie mogłam śmigać, nie było tragedii :)
Z takich głupich i nie przemyślanych sytuacji w trakcie tego wyjazdu była akcja przeładunkowa. Sobota, weekend, spokój i luz aż tu nagle po południu dostaje smsa żebym jechała do Brienne-Le-Chateau (F). Sobie myślę, co jest grane? W sobotę? We Francji? Złość osiągnęła apogeum. Okazało się, że jest towar do przeładowania z blaszki na moją pakę i mam jechać w okolice Sewilli, do Nervy w Hiszpanii. Jak usłyszałam że to Hiszpania to złość zelżała ale na moment. Do chwili kiedy nie zobaczyłam, co to za towar. Dwa silniki elektryczne, 2 palety w sumie około 1300kg. Jako, że nie daliśmy z Ryśkiem tego w żaden sposób ruszyć wypiliśmy po piwku z zamiarem, że rano pomyślimy co z tym fantem zrobić. Oczywiście spedycja srała w gacie że aż we Francji było to czuć, no ale jak się nie to się nie da. Z gówna gwoździa się nie zrobi tak jak bez wózka widłowego nie ma opcji tego przeładować. Rano, w niedzielę na luzaku zjedliśmy śniadanko i dość nieśmiało zaczęliśmy się zastanawiać jak to ugryźć, z dobre 2 godziny szukaliśmy jakiegoś farmera który miałby widlaka, aż się udało. Znaleźliśmy gospodarstwo którego właściciel zgodził się nam pomóc ale odniosłam wrażenie, że chyba nie był pewien o co nam tak naprawdę chodzi. Po 20 minutach przyholowałam tą biedną blaszkę i w ten sposób zakończył się ten przeładunek. Wróciliśmy na parking, zjedliśmy obiad i dopiero wtedy zgłosiliśmy, że jest możliwość przeładunku ;) :D Ja jeszcze Ryśka zaholowałam pod jakiś warsztat samochodowy i pojechałam do Hiszpanii :)... na wakacje.
W drodze zastanawiałam się, ba, byłam wręcz pewna, że z okolic Sewilli to do Polski raczej nic się nie znajdzie ale nie myślałam że w związku z tym spędzę urlop. We Francji zimno i pochmurno (w Polsce podobno było chłodniej) a w Nervie w dzień było w granicach 30-35*C. Ciężko było  stamtąd wyjeżdżać po kilku dniach oczekiwania ale do domu też trzeba kiedyś zjechać. Przez Rafelbunyol (E), Scheuerfeld (D), Mirków, Katowice, i Sosnowiec zjechałam w końcu do domu. 


Niby prawie dwa miesiące a nie wydarzyło się za wiele co można by opisywać. Trochę nerwów było, trochę siwych włosów pewnie też przybyło ale dało się przeżyć. Teraz z perspektywy czasu chyba jednak inaczej już do tego podchodzę bo w trasie całkiem inne myśli goniły mi po głowie.

Troszkę zdjęć w ramach przeprosin za tak długie czekanie. Mam jeszcze do opisania ostatni, tygodniowy wyjazd ale to już w kolejnym poście :) Póki co zdjęcia z sierpnia/września/października.


France



Poland

Poland

Poland
Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. CV-10

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain. N-I

Spain. N-I

Spain. N-I

Spain. N-I

Spain. N-I

. Spain. N-121

Spain. N-121

Spain. A-1, E-5

Spain

Spain. Nerva

Spain


2 komentarze:

  1. Szwagier świetny wpis piękne zdjęcia. Naprawdę ładne zdjęcia robi twój aparat więc chyba zdecyduję się na jego zakup bo kamerę też ma piękną.
    2 miesiące no to długo w trasie jednak w życiu każdego kierowcy przychodzi taki okres kiedy jest się naprawdę długo na swoje możliwości w trasie. Tylko twój Majki z tym ''trochę dłużej'' to zdeka przesadził :D
    Czekam na wpis z twojej kolejnej trasy i zabieram się za oglądanie
    475 - Prosto Przed Siebie - 005.1 :D
    Pozdrawiam Szwagier, przekaż Kurwidołkowi Fiatowi szybkiego powrotu do użytkowania i szerokości na następną trasę! :)

    OdpowiedzUsuń