30 listopada 2012

Podsumowanie 5/2012



Idąc za ciosem spróbuję lekko podsumować kolejny, ostatni wyjazd. Niestety wyjeżdżając z domu nie miałam bladego pojęcia, że będzie taki fajny a zarazem wyjątkowo krótki. Ale po kolei.
Francja
Załadunek w Chwaszczynie, w sobotę o 9.00, rozładunek w dwóch miejscach we Francji. Takie info dostałam kilka dni wcześniej więc byłam przygotowana :) Niestety, jak to zwykle bywa, powtórzę kolejny raz: w transporcie nic nie planuj bo się srogo rozczarujesz. Załadunek odbył się około 12.00. Niestety ambitny plan przejechania Niemiec w dzień w momencie spalił na panewce. Jeszcze z Polski nie wyjechałam a już jestem zła, już się coś sypie :/
Francja

Cóż, nie ma co się poddawać i trzeba jechać przed siebie więc na odważnego przejechałam przez Niemcy w nocy. Nie było luksusowo ale odpukać, obyło się bez problemów. Rozładunek w okolicach Paryżewa. Zawsze, jak tylko się da omijam Paryż szerokim, bardzo szerokim łukiem. Niestety tym razem za bardzo się nie dało. Pierwszy rozładunek, 6 palet zrzuciłam w Goussainville i z jedną musiałam śmigać do Sorigny. Jak by nie patrzeć na mapę to Paryża nie da się ominąć. Zawsze zakorkowana A1, nie ważne czy jedziesz o 5 rano czy wieczorem, zawsze trzeba doliczyć minimum godzinę do tego co pokazuje nawigacja. Tak też było i tym razem a w Sorigny już czekają na tą paletę. Prawdę powiedziawszy, nigdy się nie przejmowałam i nie przejmuję takimi sytuacjami, nie jest to zależne ode mnie, nie ja to spowodowałam, że towar nie będzie na czas. Mniej zmarszczek, mniej siwych włosów. Po przyjeździe na rozładunek i tak musiałam odstać swoje, około 30 minut czekałam aż komuś tam skończy się jakaś przerwa… a niby tak bardzo czekali na towar...
Następnego dnia miałam podjazd na załadunek w okolicy Laval, w Louverne. Na miejscu okazało się, że mam całkowicie inny numer referencyjny, numer który ja dostałam był całkowicie inny od tego co oni tam mają. Po godzinie zdobywania prawidłowej kombinacji cyfr i liter załadowali mi 2 palety na których w sumie było ze 6 plastikowych pudełek :/ Cóż, bez numeru nie wiedzieli co mi wydać pomimo tego, że każde pudełko było ładnie opisane z adresem dostawy. Z tym wielkim towarem pojechałam do Douai w NE Francji.
Francja
Po rozładunku nocleg pod McDonald'sem a wieczorem załadunek w Libercourt i jazda do Saint Berthevin, kilka kilometrów od miejsca gdzie wcześniej się ładowała) m :) Nie będę ukrywała, fajnie się robi kółeczka po Francji. Jazda spokojna i bez stresowa. Rozładunek odbył się o 8.20 a chwile później już wiedziałam, że jadę się ładować do Louverne. Na miejscu okazało się że zabieram na siebie 2 małe palety i śmigam do Palencii w Hiszpanii :) W to mi graj, pomyślałam i ruszyłem w kierunku na Hiszpanię. Granicę przekroczyłam w nocy a stamtąd to już było nie daleko do celu. Renault Palencia mieści się w Villamuriel De Cerrato, rozładunek z całą biurokracją zajął około 1,5 godziny ale zaraz dostałam info, że mam jechać w miejsce w którym nie byłam bardzo dawno... tam gdzie chyba najbardziej mi się podoba w Hiszpanii... do Algeciras w Andaluzji :) Przede mną do przejechania praktycznie cała Hiszpania na pusto więc szczęśliwa jechałam sobie spokojnie. Minęłam Valladolid, Salamankę, ale na A-66, mniej więcej na wysokości miejscowości Villar De Plasencia stało się coś dziwnego i strasznego. "Kurwidołek" nagle stracił moc, zdziwiłam się bo na dość stromym podjeździe kilka kilometrów wcześniej wszystko było ok a tu na mniej więcej płaskim już terenie stracił powera. Na początku myślałam, że jadę pod wiatr i dlatego się tak dzieje. Nieliczne drzewa i krzaki które rosły (nadal rosną) przy autostradzie były zgięte w moją stronę dlatego moja pierwsza myśl była właśnie taka, jadę pod wiatr, ale pod górę było ok. Całe szczęście, okazało się że tuż przede mną jest zjazd i stacja benzynowa. Niestety, może mogłam się zatrzymać na pasie awaryjnym a nie jechać te około 500m, wjeżdżając na stację silnik zaczął klekotać. Może to moja wina? Wyłączyłam silnik i po chwili sprawdziłam poziom oleju itp. Kontrolka od poziomu oleju nie świeciła się wiec byłam pewna, że olej jest, ale tego oleju było tyle co kot napłakał. Wcisnąłam się pod samochód i zwariowałam. Spód silnika był dość konkretnie uwalony olejem, turbina tak samo. Nie zostało mi nic innego jak drynknąć do Majkiego a później do Ciao Fiat Assistance. Po 2,5h przyjechała laweta którą dojechaliśmy 90km do serwisu w Cáceres.

Hiszpania. Villar De Plasencia
W tym momencie zaczęły się kombinacje assistance. Generalnie jest tak, że w pakiecie jest 5 dni hotelu i/lub dowóz w miejsce zamieszkania lub miejsce docelowe w zależności gdzie jest bliżej. Miejscem docelowym niby był Algeciras i tam właśnie chcieli mnie dostarczyć. Niech mi ktoś wytłumaczy co ja miałabym tam robić, bez samochodu, bez niczego? No dosłownie ręce mi opadły jak to usłyszałam ale po kolejnych 2h załatwiłam w końcu dostawę do domu. Niestety, było już dość późno bo około 18-19 i ciężko im było już załatwiać transport więc wykombinowali mi nocleg w Hotelu Husa Alcantala. Hotel jak hotel, żadna rewelacja ale spędziłem tam 5 noclegów :) Z jednej strony chciałam już wracać do domu bo okazało się że naprawa się przedłuży a z drugiej strony należał mi się taki odpoczynek. Fakt że po tygodniu pracy ale co mi tam, jakoś nie nalegałam na assistance żeby przyśpieszyli procedury dostarczenia mnie do domu. Odpoczęłam, pozwiedzałam i się zresetowałam. Powrót do domu generalnie będzie w ostatnim filmie na YT więc nie będę się rozpisywała.

Podsumowując, fajny wyjazd miałam. Jazda po Francji nie jest już dla mnie taka straszna i denerwująca. Przyzwyczaiłam się  do "specyficznej" jazdy francuskich tubylców i już tak bardzo nie przeklinam gdy przyjdzie mi jechać za jakąś osobówką. Niestety nie było mi dane dojechać tam gdzie chciałem ale... może już w przyszłym tygodniu? Jak się dowiedziałam, w przyszłym tygodniu "Kurwidołek" ma być podobno gotowy. Nie wiem co mu tam robią, jak go leczą ale niech to zrobią dobrze, mam nadzieję, ze tak będzie bo już mnie nosi po domu. Za długo siedzę w jednym miejscu.

Ciąg dalszy nastąpi. Teraz mam tylko przerwę w wyjeździe...






Spain. A-52

Spain. A-52

Spain. A-66

Spain. Cáceres

Spain. Cáceres

Spain. Cáceres

Spain. Cáceres

27 listopada 2012

Podsumowanie 4/2012

No i od czego tu zacząć? Ma być podsumowanie z trasy? OK, tyle tylko, że trwała ona prawie 2 miesiące i zanudziłabym wszystkich gdybym tak chciała opisać każdy km z prawie 32.000 km :\Generalnie przebieg moich wyjazdów jest dostępny na blogu w zakładce "My Job" i każdy kto tylko będzie chciał może to sobie sprawdzić, staram się to aktualizować na bieżąco gdy tylko mam dostęp do friko-netu. Przebieg każdego wyjazdu był i jest dostępny także na YouTube więc też można sobie pooglądać :)



Wracając do wyjazdu...
Ładowałam się końcem sierpnia w Czaplinku gdzie załadowałam sie towarem którego miejscem docelowym była Chińska Republika Komunistyczna. Jak widać, do nich też jakieś towary się wysyła. Niestety nie jechałam z tym pod adres docelowy a szkoda, ja miałam to zawieść do Danii która jest nudna jak flaki w oleju... w sumie to sam przejazd jest nudny. Gdyby nie wielkie mosty spinające wszystkie wyspy z lądem w jedną całość nie było by co tam oglądać. Dania po prostu jest bardziej płaska od naszych polskich Żuław czy też od Holandii. No ale to nie ja wybieram sobie adresy załadunków i dostaw.
HiszpaniaPo dostarczeniu towaru okazało się, że na drugi dzień mam się ładować na GB. Wszystko było by pięknie bo miałem zabrać kilka palet jakichś kartonów. Niestety nikt nie wziął pod uwagę gabarytów tych kartonów i sposobu ich ułożenia na paletach w efekcie czego trzeba było te kartony poukładać luzem na pace. Gdyby ktoś wcześniej choć trochę pomyślał to załadowaliby cały towar a tak 1,5 palety zostało w Danii.
Później miałam załadunek w Rolls Royce gdzie załadowałam się 1 kartonikiem do Hiszpanii, w okolice Barcelony a następnie znowu jazda do GB. Generalnie nic ciekawego się nie działo. Jazda, jazda i nabijanie kilometrów. Kursy po F, GB, E więc trochę km zrobiłam.
Francja
W Gien (F) dowiedziałam się od swojego majkiego, że Renia jest gotowa i czeka na mnie, czekał ją tylko jakiś "lifting" i mogłabym ją odebrać ale żeby nie jeździć dwa razy to zapytał się mnie czy nie pojeździłabym trochę dłużej. Zbliżał się już powoli czas powrotu do domu ale skoro miało być "trochę dłużej" to poszłam na to. Złoty symbol dolara zaświecił mi w oczach razem z dźwiękiem sypiących się monet. Niestety z tego "trochę" wyszło prawie dwa miesiące ale jakoś to przeżyłam  Miałam zapasy więc generalnie mogłam śmigać, nie było tragedii :)
Z takich głupich i nie przemyślanych sytuacji w trakcie tego wyjazdu była akcja przeładunkowa. Sobota, weekend, spokój i luz aż tu nagle po południu dostaje smsa żebym jechała do Brienne-Le-Chateau (F). Sobie myślę, co jest grane? W sobotę? We Francji? Złość osiągnęła apogeum. Okazało się, że jest towar do przeładowania z blaszki na moją pakę i mam jechać w okolice Sewilli, do Nervy w Hiszpanii. Jak usłyszałam że to Hiszpania to złość zelżała ale na moment. Do chwili kiedy nie zobaczyłam, co to za towar. Dwa silniki elektryczne, 2 palety w sumie około 1300kg. Jako, że nie daliśmy z Ryśkiem tego w żaden sposób ruszyć wypiliśmy po piwku z zamiarem, że rano pomyślimy co z tym fantem zrobić. Oczywiście spedycja srała w gacie że aż we Francji było to czuć, no ale jak się nie to się nie da. Z gówna gwoździa się nie zrobi tak jak bez wózka widłowego nie ma opcji tego przeładować. Rano, w niedzielę na luzaku zjedliśmy śniadanko i dość nieśmiało zaczęliśmy się zastanawiać jak to ugryźć, z dobre 2 godziny szukaliśmy jakiegoś farmera który miałby widlaka, aż się udało. Znaleźliśmy gospodarstwo którego właściciel zgodził się nam pomóc ale odniosłam wrażenie, że chyba nie był pewien o co nam tak naprawdę chodzi. Po 20 minutach przyholowałam tą biedną blaszkę i w ten sposób zakończył się ten przeładunek. Wróciliśmy na parking, zjedliśmy obiad i dopiero wtedy zgłosiliśmy, że jest możliwość przeładunku ;) :D Ja jeszcze Ryśka zaholowałam pod jakiś warsztat samochodowy i pojechałam do Hiszpanii :)... na wakacje.
W drodze zastanawiałam się, ba, byłam wręcz pewna, że z okolic Sewilli to do Polski raczej nic się nie znajdzie ale nie myślałam że w związku z tym spędzę urlop. We Francji zimno i pochmurno (w Polsce podobno było chłodniej) a w Nervie w dzień było w granicach 30-35*C. Ciężko było  stamtąd wyjeżdżać po kilku dniach oczekiwania ale do domu też trzeba kiedyś zjechać. Przez Rafelbunyol (E), Scheuerfeld (D), Mirków, Katowice, i Sosnowiec zjechałam w końcu do domu. 


Niby prawie dwa miesiące a nie wydarzyło się za wiele co można by opisywać. Trochę nerwów było, trochę siwych włosów pewnie też przybyło ale dało się przeżyć. Teraz z perspektywy czasu chyba jednak inaczej już do tego podchodzę bo w trasie całkiem inne myśli goniły mi po głowie.

Troszkę zdjęć w ramach przeprosin za tak długie czekanie. Mam jeszcze do opisania ostatni, tygodniowy wyjazd ale to już w kolejnym poście :) Póki co zdjęcia z sierpnia/września/października.


France



Poland

Poland

Poland
Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. Getafe. Cerro de los Ángeles

Spain. CV-10

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain

Spain. N-I

Spain. N-I

Spain. N-I

Spain. N-I

Spain. N-I

. Spain. N-121

Spain. N-121

Spain. A-1, E-5

Spain

Spain. Nerva

Spain